Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta... Takie prawdziwe, nie święta lasu, jak celebrowany dzisiaj "Dzień chłopaka". Zaraz w Lidlu pojawią się czekoladowe ozdoby, Mikołaje i inne takie :).
Wrzesień upłynął mi dość intensywnie. Jeszcze nie wiem, co z tego wszystkiego wyniknie, ale ponieważ boję się zmian, to z przerażeniem patrzę w najbliższą przyszłość. Życie życiem, ale zużycia na koniec miesiąca muszą być. Systematyczne stosowanie kosmetyków było dla mnie we wrześniu swoistym sposobem na opanowanie stresu :). Może nie wyniosę dziś z domu przytłaczającej liczby opakowań, ale uważam, że całkiem nieźle sobie poradziłam.
Było: Batiste Suchy szampon Original (cytryna) - tak, wiem, że wielokrotnie powtarzałam, iż nie do końca przekonuje mnie idea suchych szamponów. Zdanie swoje podtrzymuję, uważam, że nic nie zastąpi mycia w towarzystwie wody i szamponu, a suchy szampon jest dla leni. Urządzacie sobie dzień paszteta? Mnie się często zdarza "ten dzień święcić". Zwykle wtedy, gdy wyglądam jak wiedźma, to nagle nadarza się sporo interesujących okazji. Ale jak tu zrobić z siebie "bóstwo" w 15 minut z nie do końca świeżą fryzurą?Właśnie. Stwierdziłam, że na takie awarie potrzebny jest w odwodzie suchy szampon. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Jest: Batiste Suchy szampon Tropical (kokos).
Było: Tołpa Dermo Face Hydrativ Nawilżający płyn micelarny do mycia twarzy i oczu - dość przeciętny do demakijażu, ale całkiem przyjemny jako lekki nawilżający tonik. Nie najgorszy, ale nie dość zadowalający, żebym do niego powróciła. Pełną recenzję przeczytacie TU.
Jest: Bioderma Sensibio H2O - obojętnie w jakim języku prowadzony jest dany kanał urodowy lub blog, jego autorka prędzej czy później wspomina o płynie micelarnym z Biodermy. Po miesiącu używania zaczynam rozumieć jego fenomen.
Było: Baikal Herbals Krem Nocny Detox - moje uczucia względem tego kremu nadal są bardzo ciepłe (odsyłam do TEJ recenzji). Naturalny i niedrogi, a przy tym charakteryzujący się świetnym działaniem. Podczas używania drugiego opakowania miałam wrażenie, że moja cwana cera trochę się do niego przyzwyczaiła i zaczęła świrować.
Jest: La Roche Posay Effaclar Duo - produkt równie kultowy, co płyn micelarny Biodermy. Naczytałam się o cudownych efektach i likwidowaniu pryszczy w jedną noc. U siebie tego nie zauważyłam, ale zaobserwowałam dość interesujące zmiany w kwestii sera na policzkach :).
Było: Dermedic Sunbrella Krem ochronny 50+ Cera tłusta i mieszana - obrzydliwy tłuścioch, po którym skóra świeciła się jak 100 watowa żarówka. Przeznaczenie tego kremu cerom, które charakteryzują się wzmożoną aktywnością gruczołów łojowych, uważam za kiepski żart. O tym, dlaczego go nie polubiłam, przeczytacie TU.
Jest: Vichy Capital Soleil SPF 50 Matujący krem do twarzy - jak wycisnęłam resztkę Dermedica, wyjęłam czekający w zapasach od 2 miesięcy krem Vichy. Jak na złość, akurat wtedy pogoda spłatała psikusa i zrobiło się paskudnie. Może w październiku będzie więcej słonecznych chwil :).
Było: Balea Dusche&Creme Blaubeere oraz Fiji Passionfruit - żele Balea to najpopularniejsze w blogosferze produkty z Drogerii DM. Nawet z marżą polskich sprzedawców i tak są dość niedrogie. Czy jednak naprawdę warto stawać na rzęsach, żeby je sprowadzić? Otóż nie. Uważam, że choć są dość przyjemne, to jednak na głowę biją je żele Nivea. Nie twierdzę, że nie wrócę do Balei. Pewnie to zrobię, o ile w torbie na zakupy będę miała trochę miejsca. Sądzę, że w tej niemieckiej sieci drogerii znacznie bardziej warto skupić się na produktach do włosów, niż na żelach pod prysznic. Pięknie pachnące produkty pod prysznic znajdziemy także na naszych półkach. Zwłaszcza, że nie wszystko co z Balei, to pięknie pachnie. Fiji Passionfruit miał aromat taniego napoju egzotycznego. Jagodowy żel był przyjemniejszy, choć na pierwszy plan wychodziła w nim wata cukrowa, nie jagody :).
Jest: Dove Purely Pampering Coconout Milk with Jasmine Petals - nie lubię produktów Dove i czuję się po nich nieświeżo, ale ten kosmetyk mnie trochę ugłaskał naprawdę ładnym zapachem. Gdy wąchałam z butelki, to nie przypadł mi do gustu, ale po rozprowadzeniu na ciele już tak :).
Było: Organique Balsam z masłem Shea Len+grejpfrut - postanowiłam skończyć z kilkoma otwartymi produktami do ciała. Choć zwykle staram się nie dopuszczać do sytuacji, w której po łazience wala się sterta butelek i słoików, to jednak czasami mam wizje i otwieram kilka kosmetyków. Balsam z masłem shea chciałam używać na szyję, ale szybko przeszła mi chęć do jej regularnego nacierania tym twardym tłuściochem. Pomimo dobrego działania (więcej TU), ze względu na problematyczną konsystencję, nie sięgałam po niego chętnie, przez co wydłużył się czas używania. Cieszę się, że ta metalowa puszka nie będzie już na mnie zerkać oskarżycielsko :).
Jest: Bath&Body Works Pink Chiffon.
Było: Palmer's Cocoa Butter Formula Massage Cream for Streach Marks Skoncentrowany krem na brzuch, uda i piersi - wiecie, że uwielbiam sięgać po kosmetyki na rozstępy z linii dla matek. Całkiem spory asortyment dla przyszłych mam oferuje marka Palmer's. Zachęcona promocyjną ceną, skusiłam się na skoncentrowany krem, który ma za zadanie zmniejszyć powstawanie rozstępów. Moje nogi przypominają nogi zebry - bynajmniej nie są tak zgrabne, ale za to są w pręgi. Choć tubka tego kremu skończyła się zatrważająco szybko, to jednak efekty jakie zaobserwowałam na istniejących rozstępach były na tyle zadowalające, że zdecydowałam się na kolejny romans z tą marką. Nowych pręg nie zauważyłam :).
Jest: Palmer's Massage Lotion for Streach Marks Balsam do ciała.
Było: Veroni Green Banana Mleczny peeling olejowo - cukrowy - największym atutem tego produktu jest obłędny zapach. Czy zalet jest więcej? O tym opowiem wam za kilka dni :).
Jest: For Your Beauty Gąbka Luffa - wymyśliłam sobie, że zamiast kupować peelingi, lepiej kupić gąbkę do masażu i peelingu. Pierwsze użycie rozczarowało, ale nie chcę się zrażać i próbuję dalej :).
Było i jest: to co zwykle :D.
Było: Bath&Body Works Pink Chiffon oraz The Body Shop Vanilla Body Mist - wynalazek o nazwie "mgiełka do ciała" jest z gatunku tych równie interesujących, co suchy szampon. Producenci mgiełek twierdzą, że są one świetne na lato, ponieważ w lecie nie powinno się używać perfum ze względu na zawartość alkoholu w nich. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że mgiełki również są na jego bazie. Mgiełki charakteryzują się z reguły słabszą trwałością niż perfumy, wody toaletowe, itd. Są oczywiście w tym aspekcie wyjątki - waniliowa mgiełka z TBS pozostawała naprawdę przez długie godziny. BBW była z kolei lekkim psikadełkiem, które było bardzo ulotne. Zastanawiam się nad zakupem kolejnego zapachu z TBS. Do BBW raczej nie wrócę. Recenzje znajdziecie tu: TBS oraz BBW.
Jest: moja skromna kolekcja zapachów liczy zaledwie trzy sztuki - Yves Rocher Naturelle, Essence Vampire's Love oraz Adidas Natural Vitality.
Bez zastępcy, ale wcale nie niezastąpiony: płyn do higieny intymnej marki Tołpa. Nic specjalnego, najbardziej w całym produkcie podobało mi się jego opakowanie z pompką. Zamierzam go zastąpić płynem Facelle.
Jak wam upłynął wrzesień? A jak poradziłyście sobie ze zużyciami?